Defibrylator i piłka nożna Dodano 5 sierpnia 2022 Autor: dr n.med. Anna Słowikowska, kardiolog, autorka książki i edukacyjnego fanpejdżahttps://atspublishing.com/https://www.facebook.com/sercewdobrymstylu Zapewne pamiętacie niedawny słynny transfer Roberta Lewandowskiego do FC Barcelona. Temat zmiany barw klubowych piłkarza był przedmiotem licznych spekulacji i komentarzy od wielu miesięcy. Media zrobiły z tego prawdziwy serial, non stop podkręcając atmosferę. Niektórzy zwrócili uwagę na migawki z badań lekarskich, którym poddawany był piłkarz. Komentatorzy w studiach sportowych czasami oburzali się, że taki transfer wygląda jak kupowanie towaru, a nie zapraszanie człowieka do drużyny. Zdrowy? Chory? Wystarczająco wydolny? Warto go brać, czy nie ma sensu? Ile goli da radę strzelić? Cóż, zawodowy sport to czasem spore pieniądze, a jak pieniądze wchodzą w grę, to wiadomo, robi się poważnie. Nikt nie chce kupować przysłowiowego kota w worku. W związku z tymi badaniami znajomi zadawali mi liczne pytania, m.in. czy piłkarz musi być wolny od jakichkolwiek wad i skaz związanych z układem sercowo-naczyniowym, aby mógł grać. Czy jeśli zostanie wykryta jakakolwiek nieprawidłowość, jakiekolwiek odchylenie od normy w badaniach, to czy dyskwalifikuje to sportowca? Na to pytanie nie ma jednej słusznej odpowiedzi. Wszystko ocenia się indywidualnie, również w kontekście wywiadu rodzinnego i coraz częściej – danych genetycznych. W tym miejscu chciałam Wam opowiedzieć o pewnym meczu, który został rozegrany w ramach EURO 2020. Z powodu pandemii imprezę przesunięto i de facto odbyła się w 2021 roku. Spotkanie, które chciałam wam przypomnieć, to rozgrywki Finlandia-Dania. Mówiono o nim wielokrotnie w mediach, bo zdarzyło się coś niecodziennego. Kibice na trybunach i przed telewizorami zamarli, gdy młody, 26-letni piłkarz drużyny Danii, Christian Ericksen nagle upadł na murawę. Nie podawał wtedy nikomu piłki, nie został przez nikogo potrącony. Ot tak, po prosty doszło do zatrzymania czynności serca. W trybie natychmiastowym podjęto działania reanimacyjne, najpierw z pomocą ruszył kolega z drużyny, a następnie personel medyczny. Szczęśliwie udało się w pełni przywrócić funkcje życiowe młodego mężczyzny. Godne podziwu jest to, że koledzy z drużyny tak osłonili leżącego na murawie kolegę, aby zapewnić prywatność w trakcie działań reanimacyjnych. Mecz transmitowany był na cały świat. Żyjemy w świecie, który karmi się sensacją, a czego, jak nie prywatności i spokoju, potrzeba w takich momentach. Zastanawialiście się, co dalej działo się z piłkarzem? Początkowo przebywał w szpitalu w Kopenhadze, miał wykonane liczne badania. Ale, co najważniejsze dla zawodnika, gra dalej w piłkę! A na dodatek, prawdopodobnie w lipcu bieżącego roku, zmienił klub na Manchester United, jak donosiła prasa. Nie wiemy, co konkretnie było powodem tego, że doszło do zatrzymania czynności serca podczas meczu – to tajemnica lekarska. Ale nie jest tajemnicą to, że po badaniach w szpitalu piłkarzowi wszczepiono kardiowerter-defibrylator. To fantastyczne urządzenie potrafi wykryć niebezpieczną arytmię i zareagować na nią kardiowersją lub defibrylacją. Implantowane urządzenie za pomocą prądu przerywa groźne dla życia zaburzenia rytmu i zapobiega nagłej śmierci sercowej. Czyż to nie wspaniałe osiągnięcie myśli lekarskiej i inżynierskiej? Tego typu projekty zawsze są wynikiem pracy wielospecjalistycznych zespołów. Można przypuszczać, że piłkarzowi nie pozwolono by wrócić gry w piłkę, gdyby miał poważną, strukturalną chorobę serca i przeciwskazanie do intensywnego wysiłku fizycznego. Być może cierpiał na uwarunkowaną genetycznie nieprawidłowość w budowie kanałów jonowych w komórkach serca, co może być powodem niebezpiecznych arytmii. Piłkarz może dziękować losowi, że do zatrzymania czynności serca doszło przy świadkach, w obecności lekarza. Aż strach pomyśleć, żeby zdarzyło się to bez obecności fachowego personelu, np. podczas samotnego spaceru brzegiem morza. Po implantacji kardiowertera-defibrylatora duński zawodnik został poddany licznym badaniom, na podstawie których został dopuszczony do kontynuowania swojej pasji i sposobu na zawodowe życie. No jak to? Oburzą się niektórzy. Mało mu było? Nie może zasiąść przed telewizorem i żyć spokojnie? Ależ nie! Mamy przecież jedno życie. Jeśli nie ma przeciwskazań do pełnej aktywności, to z pomocą nowoczesnych urządzeń medycznych trzeba czerpać z życia pełnymi garściami. Nikt nie wie, kiedy linia życia w końcu zerwie się na dobre… A zatem… Carpe diem!
Zdalne monitorowanie pacjentów z urządzeniami wszczepialnymi na przykładzie Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu