Home Wiadomości Uratowana dzięki telemonitoringowi

Uratowana dzięki telemonitoringowi

Pani Helena z woj. podkarpackiego choruje na serce od niemal 30 lat. W latach 90. ub.w. przeszła zawał serca, potem przebyła zabieg bypassów wraz z usunięciem tętniaka serca, który powstał po zawale. Z powodu zaburzeń rytmu serca musiała mieć wszczepiony tzw. rozrusznik (tj. stymulator serca), który potem wymieniono na kardiowerter-defibrylator, czyli urządzenie mogące przerywać groźne arytmie przez wysokoenergetyczny impuls elektryczny. Każde tego typu urządzenie będące „aniołem stróżem” chorego z problemami kardiologicznymi ma możliwość zdalnego (nawet na kilka tysięcy kilometrów) monitorowania przez ośrodek kardiologiczny. 

Jeżeli dany ośrodek dysponuje pracownią zdalnego monitorowania, a pacjent posiada urządzenie firmy produkującej systemy do monitorowania, to może po konsultacji z zespołem lekarskim otrzymać specjalny transmiter, który bezprzewodowo i automatycznie łączy się z jego urządzeniem. Jedyną konieczną aktywnością ze strony pacjenta jest umieszczenie transmitera w pobliżu swojego łóżka i pamiętanie o konieczności jego ładowania z gniazdka elektrycznego. Dzięki temu zawsze, gdy tylko pacjent będzie w odległości nie większej niż dwa metry od transmitera, a np. wystąpi groźna arytmia, transmiter prześle powiadomienie do ośrodka monitorującego. Warto dodać, że transmiter może być przez pacjenta również zabierany np. na kilkudniowe wyjazdy. Dzięki temu chory, który mieszka daleko od ośrodka kardiologicznego, ma dodatkową zdalną opiekę kardiologiczną, co powoduje, że w razie groźnych zdarzeń wymagających interwencji personelu medycznego możliwość pomocy jest dostępna znacznie szybciej. Z kolei automatyczne przesyłanie zdalnych transmisji przez urządzenia sprawia, że pacjenci mogą znacznie rzadziej pojawiać się na wizytach kontrolnych, co wiąże się ze znacznym obniżeniem kosztów – często dalekich – podróży celem wizyty w poradni kontroli urządzeń oraz oszczędnością czasu przez pacjentów, a często też przez ich bliskich.

Od 2018 r. Pani Helena użytkuje właśnie taki transmiter i jest pod opieką pracowni zdalnego monitorowania przy III Katedrze i Oddziale Klinicznym Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Z racji dużej odległości między miejscem zamieszkania a Zabrzem pacjentka zgłasza się na kolejne wizyty kontrolne do szpitala w Sanoku. W styczniu bieżącego roku u pacjentki wystąpił epizod tak zwanej burzy elektrycznej – licznych, bezpośrednio zagrażających życiu zaburzeń rytmu serca, które były przerywane przez wszczepiony kardiowerter. Pacjentka znajdowała się wtedy w pobliżu transmitera, który automatycznie powiadomił pracownię o zagrożeniu. Dzięki zdalnemu monitorowaniu i szybkiej reakcji pracowni zdalnego monitorowania udało się szybko zorganizować pomoc i przetransportować pacjentkę do szpitala.

Zapraszamy do zapoznania się z krótką rozmową przeprowadzoną z pacjentką oraz jej mężem na temat tamtych wydarzeń oraz ich przemyśleń dotyczących zdalnego monitorowania.

Redakcja: Dlaczego zostaliście Państwo włączeni do programu zdalnego monitorowania? Kto i kiedy je Państwu zaproponował?

Pacjentka: Monitor otrzymaliśmy w Zabrzu po wymianie rozrusznika na nowy w 2018 r. Został on zaproponowany nam przez lekarzy podczas pobytu w szpitalu. 

Redakcja: Jak wygląda Państwa uczestnictwo w programie zdalnego monitorowania? 

Pacjentka: Monitor powinien być cały czas podłączony do prądu, maksymalnie 1,5-2 m od pacjenta, kiedy on śpi. 

Mąż pacjentki: Jest to niesamowita sprawa i jesteśmy niesamowicie wdzięczni zarówno za zaproponowanie nam urządzenia, jak i osobom obsługującym to urządzenie. Panie z pracowni dzwonią do nas, pytając o stan zdrowia zawsze, kiedy przez monitor widzą, że dzieje się coś niedobrego. Ostatnio taka interwencja uratowała żonie życie.

Redakcja: Proszę więc opowiedzieć, co się wtedy wydarzyło.

Mąż pacjentki: Byłem wtedy poza domem, żona od rana się źle czuła. Zadzwoniłem do żony, która poprosiła, żebym szybko wrócił, bo ona czuje się nie najlepiej. Kilkanaście minut później zadzwoniły do mnie panie z Zabrza z pytaniem, gdzie jestem, bo z żoną dzieje się coś niedobrego, a w domu nikt nie odbiera telefonu. Zadzwoniłem więc do swojej rejonowej przychodni z prośbą, żeby ktoś szybko przyjechał do domu. W ciągu około 10 minut lekarz rejonowy przyjechał do domu, ale nie mógł dostać się do środka. Jednocześnie przez okna widać było, jak defibrylator wysyła kolejne impulsy. Szybko wezwano policję, straż pożarną i pogotowie ratunkowe oraz lotnicze pogotowie ratunkowe. Żonę zabrano do szpitala w Sanoku (pacjentka miała wtedy wykonany zabieg ablacji – tj. zniszczenia miejsca w sercu powodującego występowanie arytmii – przyp. red.). Wszystko dzięki paniom z pracowni monitorującej, które szybko nam pomogły. 

Redakcja: Mówi Pan, że żona tamtego dnia niedobrze się czuła. Jakie miała wtedy objawy? (Najczęściej chorzy odczuwają przyspieszenie pracy serca, zawroty głowy, uczucie mroczków przed oczyma, czasem może dojść do omdlenia lub stanu przedomdleniowego – przyp. red).

Mąż pacjentki: Żona często czuje się nie najlepiej, ale wtedy czuła się bardzo źle. 

Redakcja: A czy taka sytuacja już kiedyś wystąpiła?

Mąż pacjentki: Żona czuła się źle już wiele razy, ale taka sytuacja wystąpiła u nas po raz pierwszy.

Redakcja: System zdalnego monitorowania umożliwia rzadsze pojawianie się w poradni kontroli urządzeń sercowych. Zwykle pacjenci zgłaszają się na wizyty co 3-6 miesięcy. Jak często odbywa Pani kontrolę w poradni, czy taki system kompletnie wykluczył wizyty? 

Mąż pacjentki: Nie wykluczył, ale musimy kontrolować urządzenie rzadziej. Obecnie jesteśmy pod opieką kardiologów z naszego rejonowego szpitala, na wizyty zgłaszamy się średnio co 2-3 miesiące, natomiast samo urządzenie kontrolowane jest rutynowo co roku w szpitalu. Oczywiście czasem podczas pobytu w szpitalu urządzenie również jest sprawdzane, ale jeśli nic się nie dzieje, pojawiamy się na jego kontroli raz do roku.

Redakcja: Czy uważacie Państwo, że zdalne monitorowanie ułatwia Państwu codzienne funkcjonowanie z urządzeniem? Czy czujecie się Państwo bezpiecznie?

Mąż pacjentki: Oczywiście! Gdyby nie szybka reakcja osób pracujących przy monitoringu, mogłoby się dużo gorzej skończyć. 

Redakcja: Czy polecilibyście Państwo zdalne monitorowanie innym pacjentom?

Mąż pacjentki: Oczywiście, to kwestia życia!

Transmiter CardioMessenger Smart firmy BIOTRONIK
Transmiter CardioMessenger Smart firmy BIOTRONIK

Autor: Maciej Dyrbuś

Pokaż więcej powiązanych artykułów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sprawdź także

Niewydolność serca – podstawowe zasady leczenia przewlekłego

Poniżej krótka przypominajka dla naszych pacjentów z niewydolnością serca – o pomiar…